Jeżeli kiedyś poznacie osobę, która równie mocno jak wy nienawidzi pewnej postaci fikcyjnej i uważa, że powinna występować tylko w parze z kowadłem na swojej głowie (postać, nie ta osoba), trzymajcie się jej mocno (osoby, nie postaci). Może się okazać, że oto przed wami jedna z najważniejszych znajomości, jakie kiedykolwiek udało się wam zawrzeć.
Tym enigmatycznym wstępem chciałam was zaprosić do przeczytania rozmowy z wyjątkową osobą, Olą Grzanek, która w zeszłym roku znalazła w swoim napiętym harmonogramie czas i zdecydowała się zaprojektować okładkę do mojej debiutanckiej powieści.
Ewa: Ola czy Aleksandra?
Ola: Oba poprawne prawnie, politycznie i moralnie, ale wolę „Ola”. Przerzucę się na „Aleksandra” jak dożyję jakiejś siedemdziesiątki i będę szukała sposobów na bycie cool staruszką jak te wszystkie stylowe babcie z drugiego planu książek i filmów. Pouczające cytaty na każdą okazję znajdą gdzieś po drodze (oby).
Ewa: Egoistycznie zacznijmy od mojej książki. Jak wyglądała praca nad okładką? Skąd miałaś taki pomysł?
Ola: No i lipa, nie będzie opowieści o odmieniającej życie podróży w poszukiwaniu inspiracji, ponieważ pomysł pojawił się od razu. Jak tylko otrzymałam informacje o zarysie fabularnym książki, miałam w głowie gotową układankę. Motyw wykorzystania przy projektowaniu okładek książek przedmiotów, które odgrywają w historii ważną rolę jest jednym z moich ulubionych. Uwielbiam moment, gdy przy czytaniu kolejnych rozdziałów powieści poszczególne elementy okładki nabierają w końcu znaczenia dla czytelnika. W przypadku Trzydziestu kopert od razu zapragnęłam by miała ona właśnie taką oprawę, a trzydzieści wyzwań pozostawiało duży wachlarz możliwości. Wystarczyło tylko zdecydować, które powinny zostać wyróżnione.
Proces tworzenia pierwszych szkiców, burza mózgów, koncepcje – to zazwyczaj najbardziej czasochłonna część procesu projektowania czegokolwiek. Jako, że tutaj wyglądało to odrobinę jak entuzjastyczne przekrzykiwanie się dwóch fangirlów – zaprezentujmy przykład dla widowni:
– I będzie babeczka.
– I PIESEŁ.
– I flamingi!
– W książce są flamingi!
– OMGTAKFLAMINGI!
…to reszta była wręcz czystą formalnością. Przygotowałam szkic, który był wygodny do modyfikacji, aby ustalić odpowiednie rozłożenie elementów na całej powierzchni roboczej. Już na tym etapie ustaliłam główną paletę kolorów, z którą pracowałam. Gusta zarówno mój, twój jak i Emilii z Fabryki Dygresji, jak się okazało, są bardzo zbliżone, więc praktycznie każdy mój pomysł od razu zyskiwał poparcie. Detale były zmieniane do ostatniej chwili, ale dzięki odpowiednio rozplanowanej pracy i dobrze przygotowanemu plikowi (każdy istotny element miał własną warstwę, dzięki czemu można było wszystkim manipulować bez stresu, że coś się zepsuje) nie było to uciążliwe. Pamiętam, że chyba naszą największą bolączką było wybranie odpowiedniego „dodatkowego” koloru dla elementów z frontowej części okładki. Kolor zaczerpnięty z Twojej koszulki ze zdjęcia autorskiego był strzałem w dziesiątkę – czytelniku, kontakt ze zleceniodawcą jest kluczowy, co dwa mózgi to nie jeden! Jestem bardzo zadowolona z efektu końcowego jak i z samego procesu twórczego. Oby zawsze pracowało mi się tak sprawnie i z tak entuzjastycznie nastawioną na moje koncepcje ekipą 🙂
Ewa: Jakie masz artystyczne plany na ten rok? Kiedy możemy się spodziewać Twojego komiksu?
Ola: Moje plany mają taką magiczną przypadłość, że jak mówię o nich głośno, to nagle czasoprzestrzeń dostaje niestrawności i tak się skręca z bólu, że budzę się rok później próbując wmówić sobie, że ograniczenie kawy do dwóch dziennie było faktycznie moim głównym planem na życie.
Także mój cel na ten rok jest bardzo ogólny, ale jakże kluczowy – rysować. Nieważne co, ważne, żeby wykorzystywać wszystkie momenty i okazje. Pracuję na pełny etat, studiuję (rujnuję wizerunek zapracowanej dwudziestoparolatki niechodząc na yogę, ale nie można być zbyt stereotypowym). Rysowanie jest mi niezbędne do życia, ale nigdy nie czułam parcia by sprawić, że będzie to moje główne źródło utrzymania. Myślę wręcz, że bym to znienawidziła. Dobrze mi tak jak jest, chociaż zdecydowanie chciałabym zwiększyć ilość prac publikowanych w internecie.
Co do komiksu, mam swoje własne nemezis. Serię przygodową, która towarzyszy mi od 3 lat. Może ujrzycie ją za rok, może opublikuję ją mając czterdziestkę, nie wiem. Nie czuję presji. Ten jeden komiks będę pielęgnować tyle ile trzeba.
Ale to nie oznacza, że waszym oczom nie ukażą się inne moje twory. 🙂 Coś z krótkiej formy komiksowej na początek. Pomysłów mi nie brakuje. No i nigdy nie wiadomo jakie inne ciekawe zlecenia i propozycje otrzymam. Początek roku okazał się interesujący pod tym względem. Ale na razie zachowam szczegóły dla siebie.
Ewa: A wymarzony projekt?
Ola: Uwielbiam projektować postacie. Zresztą to właśnie postacie lubię rysować najbardziej. Gdzieś tam w serduszku marzy mi się zaprojektowanie bohaterów do jakiejś kreskówki. Kolorowych, wyrazistych, uwielbianych przez widzów – patrz postacie ze Star Butterlfy Kontra Siły Zła.
Ewa: Co cię inspiruje?
Ola: Niemal wszystko. Nigdy nie wiadomo co będzie bodźcem dla nowego pomysłu. Przypadkowy kleks na papierze może dać pomysł na coś ciekawego. Jednakże największy wpływ na „treść” mojej twórczości ma zdecydowanie popkultura i to bardzo szeroko rozumiana.
Od zawsze uwielbiam animację i sięgam po wszystko co można „otagować” gatunkiem „fantasy”. Książki, komiksy, filmy… Mam ulubionych rysowników, ulubione studia bądź motywy. Animacje japońskie, mangę, komiksy i kreskówki francuskie oraz włoskie. Mogłabym bezustannie tworzyć/czytać twory czerpiące z mitologii świata, z wierzeń i legend, wszystkiego co może być dla naszej rzeczywistości „magiczne”. Rysuję więc często to, co po prostu lubię – superbohaterów, herosów, czarownice, świecące… rzeczy. Albo – dosłownie – otoczona tym co lubię.
Na brak weny potrafi pomóc utwór „The Courtship” ze ścieżki dźwiękowej do “Dinozaura”, cytat z książki Matthew Quicka, przegląd portfolio Magdaleny „Meago” Kani, losowa strona z trzeciego tomu „Lou!” albo odcinek „Wakfu” lecący w tle.
Ewa: Ludzie lubią czytać “ulubione”, dlatego teraz szybka piłka. Ulubione jedzonko. Ulubiona piosenka w tej chwili. Ulubiona książka. Ulubiona pora dnia. Ulubione miejsce.
Ola:
Jedzonko: Makarony.
Piosenka w tej chwili: Some Nights by fun
Książka: (ale jak to, że tak jedną?) może “Zimowa Opowieść”, z ostatnio czytanych “Żółwie aż do końca”, a z polskich autorów – oczywiście – “Trzydzieści Kopert”.
Ulubiony komiks/webtoon: “Lou!” by Julien Neel/”Hooky” by Míriam Bonastre Tur
Ulubiony film: Park Jurajski III
Pora dnia: Późny wieczór (jestem sową)
Miejsce: plaża nad jeziorem w Obozie Herosów (bo ulubione miejsce nie musi być realne).
Ewa: A ulubiony fragment Trzydziestu kopert? Tak, znów wracam do siebie. ;D
Ola: No i wracaj, nareszcie będzie o czymś interesującym! 😀
Noc pod gwiazdami na balkonie! Ta scena jest tak perfekcyjnie kameralno-intymna. (ex aequo ze wzmianką o Festiwalu Pierogów huehue)
Ewa: Tworzysz niesamowite ilustracje, a okładka, którą dla mnie zaprojektowałaś, jest spełnieniem marzeń. Jak się można z tobą skontaktować w ramach współpracy?
Ola: Jakie ty mi ładne rzeczy mówisz, to tak wyglądają wywiady? Muszę częściej stosować. Zapraszam do kontaktu przez e-mail: pampkean@gmail.com. Po aktualne portfolio zapraszam na ArtStation: https://www.artstation.com/pampkean
One Reply to “Przypadkowy kleks na papierze – rozmowa z Olą Grzanek, ilustratorką”
Comments are closed.