Posted on

Ten wpis powstaje z wielu powodów. Jednym z nich jest pytanie, które padło kiedyś podczas transmisji na żywo: czy wolę, by nazywać mnie pisarką czy autorką. Wybieram pierwszą opcję i zauważam, że ta różnica w nazewnictwie ma zupełnie inne znaczenie dla różnych osób. Ktoś nawet w swoim bio z tyłu okładki ma podkreślone, żeby nazywać ją autorką, a broń Boże, nie pisarką. U innej twórczyni przeczytałam zdanie (też w notce biograficznej), że jeszcze nie zasłużyła, by nazywać ją pisarką. Dlaczego usilnie chcę być kojarzona ze słowem pisarka?

Bo piszę. Od dziecka jestem bardziej pisarką niż autorką z prostej przyczyny. Wydaje mi się, że autor jednak powinien mieć ukończone dzieło. U mnie z doprowadzaniem spraw do końca i deadlinem różnie bywa. Nie mam szklanej kuli, która nam powie, ile moich książek przeczytacie.

Poza tym, przy użyciu słowa autor aż moje serce rwie się, by dodać tam dopełniacz. Pisarka Ewa Mielczarek, autorka powieści Trzydzieści kopert.

Kolejna sprawa to feminatywy. Jestem pisarką czy pisarzem? Lubię używać żeńskich końcówek i nie rozumiem oburzenia, gdy ktoś to robi, ale równocześnie, nie jestem do tego aż tak przywiązana, żeby mieć do kogoś pretensje. Nazwiesz mnie pisarzem? Też będzie pasować.

Jest jeszcze jeden dość prozaiczny powód, dla którego piszę te słowa. Zbieżność nazwisk. Jeżeli wpiszecie w wyszukiwarkę Ewa Mielczarek pisarka, moja strona nie wyświetli się jako pierwsza. Jeszcze nie! Nie przemyślałam sprawy przed ślubem i teraz muszę kombinować.

Na koniec podrzucam tweeta Joanne Harris, autorki słynnej Czekolady, który zamieściła dokładnie w dniu, kiedy pomyślałam, że powinnam tutaj napisać, dlaczego chcę tytułować się pisarką.

 

Miłego dnia!