Posted on

Dzisiaj wydarzyła się niesamowita historia i muszę się nią podzielić. Właściwie, można powiedzieć, że wydarzała się ona od listopada. W rolach głównych występują Anita i Kamila, których imiona znajdziecie w sekcji „Podziękowania” w mojej debiutanckiej powieści. Szczerze mówiąc, gdy pisałam tamten fragment półtora roku temu, nie przypuszczałam, że ich wsparcie i przyjaźń będą aż takie silne.

Dziewczyny zrobiły coś wspaniałego. I wszechświat im w tym pomógł.

Nie mówię nawet teraz o totalnym fangirlowaniu moich „Trzydziestu kopert” i podnoszeniu mnie na literackim duchu prawie każdego dnia. Nie mówię nawet o tym, że to one nauczyły mnie zasady, że na spotkania autorskie trzeba przynieść upominek, bo to cudowne i miłe – wykorzystałam to w zeszłym tygodniu i myślę, że sprawiłam mnóstwo radości.

Mówię o czymś innym. W listopadzie wybrały się do Londynu na koncert zespołu McFly. To grupa, która w pewnym sensie nas połączyła – oni i Teen Wolf to był początek naszych wspólnych rozmów – choć przyznaję, w moim przypadku śledziłam McFly bardziej rodzinnie i literacko niż muzycznie. W Londynie, jednym z moich ulubionych miast, mieści się wyjątkowa księgarnia – to potężna sieciówka Waterstones, ale wciąż ma w sobie coś magicznego. Sześć pięter książek o czymś świadczy.

Pamiętacie, że zawsze mówiłam, że moja rysowana, pastelowa okładka jest bardziej brytyjska niż polska? Kama i Anita udały się na piętro z literaturą obyczajową, ciepełkową i położyły tam moją książkę. Och, to wyglądało przepięknie. Moja mała książeczka była wśród swoich i czuła się szczęśliwa.

To nie wszystko.

Dziewczyny miały pocztówkę promocyjną mojej książki. Napisały na niej pozdrowienia i dla żartu włożyły do jednej z książek Giovanny Fletcher (niewtajemniczonym podpowiem, że to żona jednego z twórców zespołu McFly). Śmiałyśmy się z tego i dokazywałyśmy.

I zapomniałyśmy.

Aż do dzisiaj.

Na Instagramie odezwała się do mnie Andrea z Kansas z podziękowaniami. Dołączyła zdjęcie, którego nie mogłam zobaczyć, dopóki nie zezwolę na przesyłanie wiadomości. Pewnie w innych okolicznościach zignorowałabym wiadomość, myśląc, że to spam. Zaintrygowana tym, za co mi dziękuje, kliknęłam na zdjęcie. A tam…

Pocztówka. Wspomniana wyżej pocztówka. Maleńka kartka przebyła długą podróż z Lachowic do Krakowa, w plecaku do Londynu, a w końcu wylądowała w Overland Park w Stanach Zjednoczonych.

Bo przyjaciółka Andrei wysłała jej razem z książką Giovanny kartkę z życzeniami miłego lektury ode mnie, a właściwie od Kamy i Anity.

Wspaniała historia.

Życzę Wam tego, żebyście się otaczały i otaczali tak wspaniałymi ludźmi. Ludźmi, którzy Was podnoszą, którzy sprawiają, że na waszej twarzy pojawia się szeroki uśmiech, z którymi wymieniasz się ważnymi przemyśleniami na temat życia, ale i popkulturalnymi anegdotkami.

Po prostu, znajdźcie sobie taką Anitę i Kamę, a wasze życie stanie się piękniejsze.

Kamę znacie, ale odwiedźcie jej stronę Fishtalking i profil na Instagramie: https://www.instagram.com/fishtalking_books/

Anitę też znacie: https://www.instagram.com/czysc00/

Ach, i Andrea R. Thomas, do której trafiła kartka, jest w ogóle graficzką i projektantką! Sprawdźcie jej dzieła: https://www.andrearthomas.com/

Oczywiście, muszę w tym miejscu wspomnieć też o mojej Oli Grzanek, której piękny projekt zawędrował w tak daleki świat: https://pampkean.artstation.com/projects

2 Replies to “Toto, I think we’re in Kansas!”

Comments are closed.